Stanisław Zbyszko Cyganiewicz godnie zastąpił swojego mentora Władysława Pytlasińskiego na światowych arenach. Można nawet powiedzieć że jego sukcesy przyćmiły dokonania Pytlasa. Wiadomo jednak że nic nie trwa wiecznie- szczególnie kariera sportowa. Cyganiewicz na swojego następcę postanowił namaścić brata- Władysława. Ten nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Po początkowych sukcesach w Europie wyjechał do Ameryki, aby tam pokazać na co go stać. Polska prasa tak relacjonowała jego pierwsze kroki w USA:
Władek
„Popularnem tem, zdrobniałem imieniem, podyktowanem sympatiami zdobytemi w krótkim czasie w Warszawie, Lwowie, Krakowie, Bukareszcie, nazwany Władysław Cyganiewicz, brat głośnego Staisława, święci obecnie niebywałe, jak na początkującego, bądź co bądź atletę, tryumfy w Północnej Ameryce. Pisma tutejsze, nie tylko polskie przesadzające nieraz swym zwyczajem w pochwałach dla rodaków przybywających z Europy do Nowego Świata, ale też angielskie, w wyrażaniu swojego entuzyazmu dla cudzoziemców często bardzo wstrzemięźliwe, poświęcają całe szpalty młodemu atlecie, nazywają go cudem- „wonder” w świecie zapaśniczym, przepowiadając mu jeszcze świetniejszą niż jego brata, Zbyszka I karyerę.
Zaimponował Władysław Cyganiewicz Ameryce. Zaimponował swoją budową, zwinnością, siłą, zmysłem oryentacyjnym. Nie syt tytułu Mistrza Europy, zdobytego w roku zeszłym w Bukareszcie, nie syt popularności uzyskanej w kraju, ruszył w grudniu roku ubiegłego za ocean. Prędzej niezawodnie niż się sam spodziewał, znalazł się na drodze do laurów. Zabezpieczywszy sobie niezwykle korzystne materyalne warunki swojej amerykańskiej tournee u impresarya Hamana nie wstąpił jednak na arenę dopóki u tutejszych trenerów nie uzupełnił swojego fachowego wykształcenia i nie przyswoił sobie tamtejszej metody walki wolnej. Przedstawił się potem w klubach atletycznych, pozyskał sympatye wśród amerykańskiej polonii i dopiero po kilku tygodniach pobytu w Chicago zdecydował się stanąć do walki. W pierwszym zaraz dniu położył dwóch przeciwników: Smitha w 4 minutach chwytem „half nelson”, Fr. Lundina w 2 minutach, 10 sekundach chwytem „hammer lock”. Zgotowano mu przyjęcie wprost entuzyastyczne, oklaskiwano go i wywoływano bez końca.
Po tym pierwszym występie przyszła z kolei nierozstrzygnięta walka z d-rem Rollerem, uważanym za jednego z najlepszych pod względem techniki zapaśników amerykańskich, a nawet za najlepszego po Gotchu. Dalsze tryumfy święcił p. Władysław w zwycięskich spotkaniach z G. Mollem, H. Lensonem, N. Olsenem, G. Perellim i innymi.
W planie zamorskiej wycieczki Wł. Cyganiewicza, która potrwa jeszcze kilka miesięcy projektowane są w dalszym ciągu Kanada, Meksyk, Południowa Ameryka.
Świat 15 marca 1913r.