1 czerwca przypada rocznica jednej z najważniejszych walk w karierze Stanisława Cyganiewicza. W 1910 roku zmierzył się on z wielkim Frankiem Gotchem. Stawką pojedynku było Mistrzostwo Świata w zapasach, w stylu wolnoamerykańskim.
Dnia 1 czerwca 1910 roku w olbrzymiej hali Colloseum w Chicago w obecności dziesięciu tysięcy widzów stanęli naprzeciw siebie dwaj znakomici zawodnicy. Pretendent- Zbyszko Cyganiewicz i obrońca tytułu Frank Gotch. Liczna Polonia przybyła z Cleveland, Detroit, Buffalo, i innych miejscowości liczyła na efektowne zwycięstwo swojego ulubieńca. Przed wejściem na arenę obydwu zapaśników odegrano na trąbce hymn amerykański oraz „Boże, coś Polskę”. Fani Zbyszka nie żałowali pieniędzy aby obstawić jego zwycięstwo. „Nasz Zbyszko” nie mógł przecież przegrać! Od wielu miesięcy kładł seryjnie na łopatki swoich przeciwników na amerykańskich ringach. Był w gazie i nic nie mogło mu odebrać mistrzowskiego tytułu.
Tym bardziej trudno sobie wyobrazić szok polskich kibiców, gdy ich Zbyszko po sześciu sekundach od wybrzmienia gongu rozpoczynającego walkę leżał po raz pierwszy na deskach. W kolejnym starciu wytrzymał znacznie dłużej, jednak i tym razem musiał uznać wyższość amerykańskiego czempiona. Marzenia o mistrzowskim pasie pękły jak bańka mydlana…
Tak spektakularna porażka sprawiła, że na Zbyszka posypały się gromy niemal z każdej strony. Zarzucano mu ustawienie walki, obrzucano obelgami i wylewano na jego głowę przysłowiowe wiadra pomyj. Wkrótce po walce, Stanisław wsiadł na statek i wrócił do Europy. Poważnie zastanawiał się nad zakończeniem kariery. Na szczęście jednak, dość szybko doszedł do siebie i rozpoczął kolejny etap swojej kariery. O tym jednak innym razem!