SPADKOBIERCA MOCARZY DAWNEJ POLSKI

Cenimy ludzi silnych. Piękna budowa ciała, wspaniała muskulatura, żelazna krzepa rąk od wielu wieków nie przestają być przedmiotem podziwu. Polska słynęła z ludzi silnych. Nie było co prawda u nas olbrzymów, ale i nie było karłów.

Średni wzrost o dobrze rozwiniętych mięśniach, niezwykła wytrzymałość i nieprzeciętne zdrowie — oto główne cechy polskiego mężczyzny w dawnych wiekach, uprawiającego kulturę fizyczną bardziej intensywnie, aniżeli robimy to dzisiaj. Rzemiosło wojenne wymagało zdrowych, silnych i sprawnych jednostek. Dziś coraz rzadziej spotyka się siłaczy. To też z prawdziwą przyjemnością notujemy każdy wypadek męskiej siły i ze zrozumiałą dumą chlubimy się takimi nazwiskami jak: Pytlasiński, bracia Cyganiewicze i Sztekker.

Ostatnio bawił w Warszawie jeden z nielicznych już w Polsce, albo nawet na świecie siłaczy, który może być godnym spadkobiercą fizycznych zalet mocarzy dawnej Polski. Jest to Stanisław Radwan -mat Polskiej Marynarki Wojennej i członek gdyńskiego klubu Polskiej Y. M. C. A.

Niedawno w sali gimnastycznej Polskjej Y. M. C. A. w Warszawie St. Radwan produkował się przed licznie zgromadzoną publicznością swoimi, zaiste, niezwykłymi wyczynami. To, co widzieliśmy, przejdzie niewątpliwie do historii, jak przszli dawni Ciołkowie, Cieńscy, czy Radzimińscy. Stanisław Radwan półcentymetrowej średnicy gwoździe skręcał w ręku jak cienkie druciki, zawijając je w rozmaite zakrętasy; gruby stosunkowo łańcuch przedzierał jak sznurek, a wycięte z 2-milimetrowej blachy okrętowej krążki, wielkości złotówki, przełamywał w palcach z niezwykłą łatwością.

Robił to nawet z małą, trudną do uchwycenia jednogroszową monetą. Ale niezwykłość swej siły wykazał dopiero wtedy, gdy te same gwoździe, które wyginał i zawijał jak w pętelki… przegryzał w zębach niby słomkę, obdarzając rozentuzjazmowaną publiczność cząstkami dzielonego w zębach metalu.

Siła jego uzębienia jest niezwykła i jak się okazuje, lekarze nie mogą dotąd dojść, na czym polega owa zdolność Radwana w przegryzaniu gwoździ. Chwyciwszy zębami za koniec liny potrafi Radwan stawiać skuteczny opór sześciu ludziom, ciągnącym za przeciwległy koniec powroza, a położywszy spory kamień na olbrzymim kowadle, rozbija go dosłownie… pięścią. To samo kowadło, wagi 350 kilogramów kładł sobie na pierś i pozwalał kuć na nim żelazną sztabę. Licznie zgromadzona na niezwykle interesującym spektaklu publiczność zgotowała dzielnemu marynarzowi szczerą owację, obdarzając każdą jego produkcję burzą oklasków.

Po skończonym występie prosimy p. Radwana, by się podzielił bliższymi szczegółami ze swego życia z naszymi czytelnikami. Młody marynarz nie ma w sobie nic zarozumiałości wszelkiego rodzaju fenomenów cyrkowych. Jest prosty, szczery, w miarę nawet wylewny. Pochodzi z Krakowa, ma 28 lat, a od 1929 roku pełni służbę w szeregach marynarki wojennej. Obecnie jest marynarzemna torpedowcu “Podhalanin. Przez osiem lat służby marynarskiej zwiedził kawał świata ; zna porty Egiptu, Tunisu, Marokka, Hiszpanii, Francji, Anglii, Szwecji, Norwegii, Finlandii i Estonii.

Nie jedną też przygodę posiada w swojej bogatej kartotece przeżyć atletycznych, ale o tym dyskretnie przemilcza. Siły swej bowiem używa tylko w wypadkach wyjątkowej potrzeby.

Stanisław Radwan przedstawia wspaniały okaz polskiego marynarza. Nie jest to ani olbrzym, ani rozrośnięty, kwadratowy atleta cyrkowy. Silnie, krzepko zbudowany młody człowiek reprezentuje właśnie wspomniany na wstępie typ polskiego mężczyzny. Chwiejny nieco chód zdradza, iż większą część życia spędza na pokładzie okrętu. Jest sportsmanem w każdym calu. Nie pali, nie pije (szczególne dla marynarza), codziennie uprawia swoisty trening atletyczny, bierze specjalny, konserwacyjny zabieg zębów. Te zęby to przecież jego duma.

Karierę zawdzięcza Radwan bosmanowi Bełdzińskiemu, uczniowi słynnego “Pytlasa” (Pytlasińskiego). Stary “wilk morski” dba o swego pupila Stasia, trenuje go pieczołowicie w walce wolno – amerykańskiej, a sam, schodząc już z zapaśniczej areny, przekazuje w niezawodne ręce Radwana wszystkie nabyte długoletnim doświadczeniem arkana atletycznego rzemiosła.

Mat Radwan, który swymi popisami atletycznymi imię Polski w niejednym już kraju godnie reprezentował — pragnie nadal w miarę swych uzdolnień pracować dla dobra narodu i państwa.

Mimo licznych, korzystnych ofert ze strony cudzoziemskich cyrków i kabaretów, nie sprzedał się dotąd, uwielbia bowiem swój szlachetny zawód marynarski,  produkcje atletyczne traktuje po amatorsku, jako rozrywkę.

Leon Wróblewski, Dziennik Związkowy POLISH DAILY ZGODA, Chicago, 111., Środa, 20-go Stycznia (January), 1937.

Wsparcie strony https://buycoffee.to/zsn?fbclid=IwAR0SRHc8SYxihH3d1Hs1vq4LmIt_7tNpVHyK9WXwBTRHlulI9lBm-a5H6ao%C2%A0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Więcej wpisów

Copyright © 2023 zsilnychnajsilniejsi.pl All rights reserved.

Zakaz kopiowania i rozpowszechniania treści bez wiedzy właściciela.